piątek, 3 czerwca 2016

Chrystus Król






   Może kochani poznaniacy pojeździliby (a jeszcze lepiej zamieszkaliby) w Polsce B. Z daleka od politycznych, intelektualnych, kulturalnych dysput; z daleka od celebryckich happeningów, pięknych, dobrych, uduchowionych, uwrażliwionych na wszystko - od dżdżownicy począwszy. Zamieszkajcie w mniejszych miejscowościach, wioskach, posłuchajcie co mówią, czym i z czego żyją ludzie. Tak ... prości ludzie, dla których być może ich wiara jest dla Was jarmarczna i obciachowa, cukierkowa, słodyczna, infantylna i nie na tyle wzniosła aby się nad nią pochylić. Dopuście tą inność, różność od Waszej. Przecież chcecie być równi i różni zarazem. Czyżby rzeczywiście dziewczynka z Błotnicy i lepiącym się cukierkiem do swojej małej rączki nie miała nic wspólnego z pełnym wystudiowanych póz Łazęgą poznańskim?... A Chrystus Król jest rzeczywiście w scenerii w której go umieszczono kimś w rodzaju "POZA KONTEKSTEM". Lepsi od nas wszystkich razem wzięci takie rzeczy już uskuteczniali, bawili się tym nawet w imię sztuki przecież :)... nie inaczej …

sobota, 28 marca 2015

Taniec


Wokół parskania co pierw śmiechem

Potem łaskotania odruchem się staje

Wokół rozpaczy co pierw smutkiem

Potem żeliwa ciężarem się staje

Wokół koła wokół wozu wokół drogi

Wokół znaczenia

Do bramy prowadzi przez bramę prowadzi

Drogą prowadzi po drodze

Spotkaniem ocieka bliskością grozi

Co musi otrzymać i życiem nazwane

Otoczone wiekiem śmierci

Zostanie w symbolach zapisane



23.03.2015                                      M&W

poniedziałek, 2 lutego 2015

Jak w kinie


Jak w kinie                                                                    Kościan 02.02.2015

 

Końską miarą jest wytrzymać

Ciągnąć siłą oleiste

Ciężkie nakrapiane potem

Zdobyć więcej

Dalej trafić

Opasanym wpół chomątem

Człowieczą miarą jest

Wspomnień ślad odchylić

Poczuć jeszcze raz

I zapomnieć

                                                M&W

Na sen


                                                                           Kościan 02.02.2015

Na sen

 

Krążyć wokół migotliwego

Separującego spokój

Z namiastką oczekiwania zła

Tego nie da się zatrzymać

To nie zaprasza do ogarnięcia

I nie wychodzi na spotkanie

Chcesz śnić

Oczekuj wpierw zaśnięcia

Co świetlisty strumień przygasi

I złoży w ukojeniu

                                            M&W

niedziela, 25 stycznia 2015

Michaił Bachtin

   Dopóki świat nie jest zakończony, sens każdego w nim słowa może być przemieniony (zatem i w każdym zakończonym ludzkim życiu). W całości jeszcze trwającego świata, który nie powiedział jeszcze swego ostatniego słowa, żadne życie nie zostało definitywnie zakończone.

niedziela, 28 grudnia 2014

morfina


   Ilu takich ziemia nosi? Półmężczyzn, pół-, a raczej niby-artystów, półojców, półmężów, wszystko po połowie, dość, by zwieść, dość, by wiarygodnie obiecać, nie dość, by obietnic dotrzymać. Więc półmężczyzny, bo na tyle go było, żeby go pokochała, żeby jakoś wypełnił w niej to miejsce na mężczyznę, które jest w każdej kobiecie: w jej ciele, w jej sercu, w głowie, w duszy, ale nie na tyle, aby nie pozostało tam już miejsca na tęsknotę za czymś – właśnie, za czym? Za czymś więcej, kimś więcej, kimś większym, kimś bardziej, kimś bardziejszym.

   Miasto ukradli mu Niemcy, Niemcy ukradli kawiarnie i restauracje, i bankiety, i dansingi, i wycieczki autem za miasto, i wszystko, ale przecież tego spokoju wnętrza pozbył się już wcześniej, na długo przed wojną.

   „Dojrzałeś, Konstanty” – powiedziała wtedy matka. Jajka w kobiecej waginie. Chłopiec w tobie złamał się wpół i zdechł. Dojrzałeś, aby zostać Polakiem.

   Polskość twoja potrzebuje gnoju, szamba jako nawozu, nie jałowej kobiecości dziewic.

   Ludzie powinni raczej umierać, niż się rodzić, narodziny są niegodne, niskie, tak domagać się istnienia przez pojawienie się na świecie. Śmierć jest czynnością zarozumiałą, ale dumną, obracając się ku nieistnieniu, wybieramy to, co godniejsze, bo w istnieniu, w życiu jest coś immanentnie wstydliwego, istnieć to jak głośno puszczać wiatry przy kolacji, być jest żałośnie, być jest śmiesznie, być jest niedobrze. Nie być – to wyrafinowane. Niebyt jest elegancki. Wstydzę się tego, że ciąży na mnie odpowiedzialność za gafę bycia mną, za nietakt narodzin, za niezgrabność tego, że ciągle żyję, zamiast się zastrzelić samemu albo dać się zastrzelić Niemcom i przez śmierć stać się człowiekiem eleganckim.

   Człowiek dlatego jest człowiekiem, że ciekawość wygrywa ze strachem.

   Nie wie Kostek, nie wie, że żadnej siły nie znalazł. To ja mu ją dałam, to ja go nią wypełniam. A skąd ja ją biorę, skąd ją mam?



   I milknie, zostawia te słowa zawieszone w powietrzu, jakby coś miały oznaczać. Nieść jakąś treść, pod której wagą muszę się ugiąć. Ale nie ugnę się. Nie ma znaków, są tylko przypadki; bo nic nie oznacza niczego poza sobą samym, desygnat równa się znakowi.
   Całe życie rozmieniasz na drobne, Kosteczku, wiesz o tym. Te twoje obrazki, których nikt nie chce, sam ich nawet nie chcesz, wysiadywanie po kawiarniach, romanse, to wszystko jak struganie duszy, strugasz ją, wióry lecą na podłogę, a dusza ci cienieje, Kosteczku, aż w końcu zestrugasz się cały, nic nie zostanie.
   Tak, Kostusiu, kochany, a czy pamiętasz, że i ja byłam już wtedy z tobą i za tobą, ja twoja szara, cicha przyjaciółka bez twarzy, Ta, Która Idzie za Tobą, czy pamiętasz Kosteczku? Nie pamiętasz, bo jestem przyjaciółką tak szarą i tak cichą, że przecież jestem dla ciebie tylko cieniem, jeśli czujesz moją obecność, to zaraz pod progiem świadomości, nigdy ponad.
   Z ciał kochanków wyrastają wielkie czarne kolumny, z tej samej materii co pulsująca pod skórą historii ciemna substancja, i spotykają się ze sobą, przełamują w gotyckich łukach, złączone na dłużej niźli życia tych kochanków, ich ciała umierają, a kolumny trwają dalej, przechadzają się między nimi czarni bogowie, lecz ty nie wiesz nic ani o kolumnach, ani o czarnych bogach, Kosteczku, to nie twoja rzecz, kolumny i bogi nic cię nie obchodzą. Ale ja ich widzę i widzę kolumnę z twojego ciała i kolumny z ciał tych wszystkich kobiet, z którymi byłeś, widzę, jak łączą się w sklepieniu, a siedzi na nim czarny zły bożek.

   Patrzę na niego, na Konstantego Willemanna, spoglądam na niego z wysoka, patrzę, jak śpi przy swojej żonie, w domu z czekolady, śpią obok, złączeni niedawną miłością, bliscy, przecież ona wie wszystko i wszystko mu wybacza, śpią, patrzę na nich i widzę, jak ciemna substancja pod cienką skórą świata, wypuszcza swoje macki. Oplatają słupy, na których stoi czekoladowy dom, wślizgują się na klatkę schodową, wchodzą, pną się wyżej, szukają go.

   Kosteczku, śmieszna kulko mięsa i skóry, biedna maleńka zabawko moja, zabawko ciemnej substancji pulsującej pod skorupą świata, Kosteczku, mój ukochany, jedyny …

   I niesie was, Kosteczku, niesie was ciemna substancja pod skórą świata, siła, o której nie wiesz, Kosteczku, wyrastają z niej czarni bogowie jak kłącza w pęknięciach między ludźmi, między tobą a każdym z przechodniów w tym pokonanym mieście.

   A spod stóp twoich rozlewa się ciemna substancja spod skóry świata, jakbyś szedł po mokrym dywanie. To tutaj dzieje się historia. Czym jest historia, Kosteczku? Nawozem, pożywieniem czarnych bogów, sumą jęków i łez, pyłem i prochem.

   A jednak obiecujemy według naszych nadziei, a dotrzymujemy według naszych obaw.

   Powinienem, powinienem … Kosteczku, komu ty jesteś winien cokolwiek? Kosteczku, ludzie nie spotykają się, ludzie są osobni, każdy człowiek jest osobnym, małym światem, nikt niczego nikomu nie jest winien.

   Cały świat jest zmyślonym, Kosteczku. Jest  tak, jak są kręgi na wodzie.

   Pojawiła się już pewna dynamika wydarzeń, której jeszcze  nikt nie zna, bo dzieje się ona teraz po raz pierwszy i ludzie w nią wprzęgnięci nie wiedzą jeszcze, że poruszają się wewnątrz bardzo konkretnej formy, być może zdaje im się, że działają sami, działają, bo tak chcą, bo tak pragną, bo tak trzeba. Nie wiedzą, że to moje siostry nimi kierują. Ta konkretna dynamika rządzić będzie w tym mieście jeszcze przez dobre pięć lat, Kosteczku, i w końcu zaczną ją dostrzegać, przynajmniej niektórzy, ale czy to będzie znaczyło, że widząc ją, potrafią ją pokonać? Sprzeciwić się jej? Nie.

   Baldur mówi albo tylko myśli, Kryszna mówi do Ardżuny: lepsza dharma własna najskromniejsza, a w niej nawet śmierć dobra, niż najwspanialsza, a cudza. Nauczył się tego, zna to lepiej niż jego własne śląskie legendy.

   Myślę, że w ogóle ludzi nie ma. Wymyśliliśmy sobie taki konstrukt człowieczeństwa i niektórzy nawet żyją, jakby był on prawdziwym, a on prawdziwym nie jest, nikt doń nie dorasta, ludzie nie są ludźmi według definicji powszechnie uznanej za trafną; według tej definicji są tylko zwierzętami.

   Jestem Konstanty Willemann czy jestem Konstantym Willemannem? Jestem Konstanty Willemann oznacza, że Konstanty Willemann w całości wyczerpuje moje bycie, a jestem Konstantym Willemannem oznacza, że jest to rola, jaką pełni moje „ja”, posiadające również takie obszary lub aspekty, które nie są Konstantym Willemannen.

  Patrzę w lustro. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem morfinistą. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem we władzy mojej matki. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem we władzy mojego ojca ani jego ducha, upiora, który wisiał nad moim dzieciństwem i młodością. Poprawiam węzeł krawata, podciągam go trochę do góry, aby ładnie wystawał, poprawiam fałdkę. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem na niczyjej służbie. Jestem Konstanty Willemann i nie służę Bogu ani diabłu, nie służę nikomu. Jestem Konstanty Willemann i nie jestem żołnierzem, nie jestem oficerem, jestem Konstanty Willemann. Nie jestem dobry. Nie jestem zły. Jestem Konstanty Willemann.

   Jestem Konstanty Willemann, ponieważ jestem Konstanty Willemann, to mnie zakreśla w całości i w całości opisuje. Nie jestem na tym świecie po nic innego niż to, aby być. Wypełniając rozkazy Inżyniera, nie służę nikomu, ani jemu, ani Polsce, ani organizacji; moje bycie służy mojemu byciu.

   Milczę. Oddycham jeszcze. Nie ma „dlaczego”. Nic nie jest dla czegoś, wszystko tylko jest. Jest tylko ciemna, czarna, pulsująca substancja ukryta pod cienką skórą tego świata i tylko na zewnątrz, na wierzchu szuka odpowiedzi na pytanie „dlaczego”.